Drewno i domy z historią
Stare drewno – stara historia
Z wykształcenia nie jestem ani historykiem, ani stolarzem, ale z serca owszem. Jednym i drugim. Mam w sobie wielką miłość do historii i równie wielką do drewna. A największą do drewna z historią. Wzrusza mnie w nim to, co uczyniłem filozofią REGALIA. To, że stare drewno nosi w sobie opowieść o tym, co było – jak żyło i czym było, kto je ściął, w jaki sposób je obrobiono, ile przetrwało. Wyobrażam sobie ludzi, którzy byli częścią jego życia – chłopa, który je posadził, mężczyznę, który je ściął, ojca – głowę rodziny, który z drewna zbudował dom. Ale i rodzinę, która w tym domu mieszkała. Matkę, która gotowała na ogniu, męża, który ten ogień rozpalał, babcię, która się przy nim wygrzewała i dziadka, który przy wielkim drewnianym stole – takim, przy którym mieściły się pokolenia – opowiadał historie swoje, dziadków i pradziadków. I zazdroszczę tym kilkorgu albo kilkunastorgu dzieciom, które wychowywały się i wzrastały w zdrowym drewnianym domu – bez klejów, formaldehydów i szkodliwej chemii.
Stare domy – stara historia
O dzieciach i rodzinach myślałem też wiele przy okazji kolejnej rocznicy Powstania Warszawskiego. Rocznicy przypadkowo okrągłej, wydarzenia nieprzypadkowo nadal budzącego ogromne emocje. I tak, o ludziach przede wszystkim – tych, którzy zginęli, tych, którzy przeżyli i tych, którzy do dziś dają świadectwo powstańczego zewu. Ale nie byłbym sobą, gdybym nie pomyślał także o domach. O tych, które przeżyły I wojnę światową, pamiętając ból i rozpacz rozdzielonych śmiercią rodzin albo radość tych, którzy po latach do nich powracali. O tych, które powstały w dwudziestoleciu międzywojennym – trochę w lęku o to, czy na długo, ale z jeszcze większą nadzieją, że warto. O tych, które w II wojnę światową chroniły rodziny przed złymi ludźmi i bombami i o tych, w których tworzyła się historia polskiego bohaterstwa. O tych nielicznych w Warszawie, które miały szczęście przetrwać II wojnę, ale przede wszystkim o tych, które runęły jak domki z kart. Myślę o nich z miłością dla mojego kraju, z wrażliwością dla ich mieszkańców, ale też z sentymentem dla ich architektury. Aż w końcu z duszą tkwiącą w REGALIA – odzyskiwania i niemarnowania. Szacunku dla historii i ekologii. Wykorzystywania materiału, który służył pokoleniom dla kolejnych. I tego, by raz użyty materiał nie umierał. To rozwiązania powszechnie nadal nieoczywiste, ale szczęśliwie, coraz częściej zakorzeniane w ludzkich umysłach – przez tych, którzy sami tego poszukują, ale i przez tych, dla których uświadamianie jest misją.
Stare domy – nowa historia
Rewitalizacja budynków – firma, która ocala
Pisałem ostatnio o Prezesie ARCHE, który robi wspaniałe rzeczy, rewitalizując budynki, ale i próbując zwrócić uwagę władz na problemy, jakie napotykają ludzie, którzy angażują się w ocalanie zabytków. Jego działania i list otwarty to przejaw największego zaangażowania i serca do tego, by chronić nasze dziedzictwo. Szalenie lubię takie inicjatywy.
Rocznica Powstania Warszawskiego przywołała w mej pamięci inną. Wystawę w Muzeum Warszawy. Sam nie wiem, czy znalazłem się na niej bardziej przypadkiem, czy jednak mnie zawołała, bo po długich rozmowach z klientami w stolicy, mimo że bardzo ciekawych i inspirujących, marzyłem tylko o tym, by powrócić na moją spokojną Warmię. Wtedy ujrzałem informację o wystawie. ”Zgruzowstanie Warszawy 1945–1949”. Zawróciłem na „siódemce”. To nie mogło mnie ominąć.
Domy z recyclingu – wystawa, która otwiera oczy
Dla spokoju umysłu zaznaczę, że to, co napiszę dalej jest moją interpretacją tego, co zobaczyłem, a nie jej profesjonalną recenzją czy opisem. Będę czuć się swobodniej, przedstawiając to z takim zastrzeżeniem na wypadek, gdybym czegoś nie dopatrzył, nie doczytał czy nie dorozumiał, choć wydaje mi się, że odrobiłem tę lekcję dobrze.
Do rzeczy. Wystawa dotyczyła okresu wczesno powojennego. Tych czterech-pięciu lat najbardziej intensywnej odbudowy Warszawy. Nasza stolica nie odrodziła się niczym Feniks z popiołów. Powstawała z gruzów dzięki pracy jej mieszkanek i mieszkańców. Mrówczej pracy. Zwiedzając wystawę pomyślałem sobie, jakie to musiało być trudne mentalnie. Po dwóch wojnach – światowych, wieloletnich, w relatywnie krótkim od siebie czasie, z milionami ofiar wokół i niejedną w każdej rodzinie – znaleźć w sobie wiarę, że Polska jest i będzie. I że jest sens zbudować w niej „nasz nowy dom”. Może myśli te tkwiły we mnie tak bardzo dlatego, że patrzyłem na to nie tylko z perspektywy Warszawy, ale także z perspektywy stolicy REGALIA – Warmii, gdzie historia ziemi i ludzi w tym okresie była bardzo trudna.
Temat wiodący wystawy wyrwał mnie w końcu z tych przyludzkich przemyśleń w kierunku tych o budynkach. Oddałem się temu z rozkoszą – ale i wieloma rozważaniami. Wystawa ukazywała bowiem ponad pięćset obiektów w kilku salach, prowadząc przez pierwsze lata odbudowy stolicy. Jak zaznaczył Pan Adam Przywara, kurator wystawy: „Artystyczne wizerunki ruin to efekt doświadczeń pierwszych powracających. W kolejnych salach ruiny odżywają, toczy się codzienne życie, zaczynają się także pierwsze rozbiórki. Cegła staje się bezcennym skarbem”. Wystawa skupiała się więc na tym aspekcie bardziej materialnym – odbudowie miasta w rzeczywistości powojennej, a więc pełnej ruin, również w gospodarce.
To nieliczne, czego nie brakowało to gruz. I trzeba było sobie z nim poradzić. Stolicę po II wojnie światowej pokrywało bowiem ponad 20 milionów metrów sześciennych gruzu. Poradzić sobie trzeba było i z bezdomnością. Paradoksalnie, taka para do zeswatania. Przy braku wokół czegokolwiek, co mogło pójść w konkury.
Odzyskiwanie materiału budowlanego
Przekornie więc, to, co początkowo było odpadem do usunięcia i wysprzątania szybko okazało się być surowcem, który można i trzeba było odzyskać, by wykorzystać go ponownie. Gruzobeton. Materiał wydarty z ruin budynków po to, by wybudować z niego nowe. Takie, które dawałyby poczucie bezpieczeństwa i jakiejś stabilności w tamtym niepewnym świecie. W świecie, w którym nie było niemal niczego, a sprowadzenie czegokolwiek z jego drugiego końca nie było możliwe. Niemożliwe było również usunięcie złych wspomnień – tych w głowach i tych na ulicach. Po II wojnie światowej gruzu w Warszawie były tak niezliczone ilości, że ich usunięcie było właściwie niewykonalne. Wykonalne za to były pustaki z tłucznia jako głównego kruszywa. Tłuczono więc ten gruz, mieszano go z wodą i cementem, a potem formowano w pustaki.
W ten sposób gruz po 1945 roku stał się podstawowym materiałem budowlanym. Można by powiedzieć, że gruz wbił się w krajobraz miasta. Produkowano go bezpośrednio na placach budowy. To z niego budowano domy na Mokotowie, Muranowie, Mariensztacie, Kole. To on stworzył kino Stolica (dzisiejsze Iluzjon) i Ochota. To z niego usypano Kopiec Powstania Warszawskiego, Górkę Moczydłowską czy Górkę Szczęśliwicką. I w końcu to niego zbudowano kino W-Z na warszawskiej Woli i budynek rotundy przy Marszałkowskiej, których ostatecznie rozbiórki wzbudziły tyle emocji. Te, które pozostały są dziś jednak pamięcią o historii miasta, ale i często miejscami wypoczynku, z których można obserwować powojenną odbudowę.
Odzyskiwanie materiałów a ludzkie potrzeby
Dlaczego o tym piszę? Bo niezwykłe jest dla mnie to, że w tamtym czasie, na długo przed międzynarodowymi, nie mówiąc o krajowych, dyskusjami o klimacie, ekologii, recyclingu i wszystkich re-, ludzie wtórnie wykorzystywali materiał, który pozornie uznać by można za zużyty, nienadający się, bezużyteczny. Bo zmusiła ich do tego realna potrzeba. Nie wzięło się znikąd powiedzenie, że „potrzeba jest matką wynalazku”. Szkoda, że nie potrafimy jej wyprzedzić i działać w oparciu o prognozę. Zmiany klimatyczne i środowiskowe aż krzyczą do nas. Ale póki są daleko – za kilkadziesiąt czy kilkaset lat, nie potrafimy i nie chcemy ich usłyszeć. Przerażające. Ten krzyk przyrody i nasz brak zbiorowej, jednogłośnej reakcji.
Ekologia w wielkim mieście
A propos przyrody, Warszawa po II wojnie światowej miała szczęście, że ważnym pracownikiem Biura Odbudowy Stolicy była Pani Alina Scholtz. Kierowała ona Pracownią Zieleni i była pionierka nowoczesnej architektury krajobrazu w Polsce. Już przed wojną zaprojektowała ona tereny zielone wokół Toru wyścigów konnych na Służewcu, Kopca Piłsudskiego w Krakowie, a także park w Żelazowej Woli. Po wojnie opracowała tereny zielone okalające Trasę W-Z, stworzyła projekt rewaloryzacji Ogrodu Saskiego oraz parku na Powiślu, a także otaczające osiedla: Szwoleżerów, Sadyba i Sady Żoliborskie. Była więc jedną z autorek zielonej przemiany Warszawy. Nie bez znaczenia jest fakt, że Warszawa do dziś zaliczana do jednej z najbardziej zielonych stolic Europy, a status ten zyskała po II wojnie światowej.
REGALIA – miejsce pełne entuzjazmu
Zawsze uważałem, że drogą do wysokiej jakości tego, co robimy jest zaangażowanie i entuzjazm. Kierowałem się tym, tworząc REGALIA i kieruję się tym nadal, tworząc domy, meble, wnętrza. To, o czym dziś piszę utwierdza we mnie to przekonanie. Dowodzi bowiem, że nawet odbudowa Warszawy, jakkolwiek podsycana przez propagandę, nie byłaby możliwa w takim stopniu i w takiej formie bez prawdziwej do niej miłości. Że tamto pokolenie architektów budynków i zieleni, ale też zwykłych ludzi było pełne wiary w to, że miejsce, w którym przyszło im żyć i tworzyć może być lepszym miejscem do życia – i entuzjazmu, by to osiągnąć. Z przywróceniem do życia również zniszczonych zabytków.
Ocalanie zabytków – książka, która uświadamia
O tym jest też książka „Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-1949” Grzegorza Piątka. O tym entuzjazmie, o trudnych decyzjach, o problemach przy odbudowie Warszawy. O tym, że piekło wojny umożliwiło architektom zaprojektowanie lepszego miasta. I o tych, którzy odpowiadali za ocalenie najważniejszych zabytków Warszawy. Przedstawieni zostali jako marzyciele i zapaleńcy, dzięki którym mamy odbudowane również stołeczne Stare i Nowe Miasto, Trakt Królewski i lepsze do życia Śródmieście.
REGALIA – odzyskujemy, nie marnujemy, ocalamy
Może to wszystko jest mi tak bliskie dlatego, że czuję, że by robić takie rzeczy jak w REGALIA trzeba mieć w sobie coś z szaleńca. Że zapał i entuzjazm to coś, co nas łączy. Nas – architektów, urbanistów i pełnych miłości do Warszawy zwykłych ludzi w okresie powojennym, a potem takich ludzi jak Panowie Władysław Grochowski, Prezes Arche, Adam Przywara – kustosz wystawy, Grzegorz Piątek – autor książki.autorzy wystawy i książki – i nas, tu w REGALIA. Ludzi, którzy angażują całą swoją wiedzę, umiejętności, czas i rzemiosło w to, by ocalać, odzyskiwać i łączyć. Ocalać historię oraz strukturę budynków i krajobrazu. Odzyskiwać przeżyte wspomnienia i wykorzystany materiał. I łączyć pokolenia.
A tym samym, by nie marnować – w świecie, w którym marnujemy zdecydowanie zbyt wiele.
REGALIA – meble ze starego drewna
Myśląc o starym drewnie, które kończy zmarnowane w piecach, zamiast zdobiąc nasze domy, marzy mi się „zopałowstanie”. Dlatego w REGALIA odzyskujemy każdy możliwy element – drewno, cegłę, ceramikę, metal. Ich źródłem są wyłącznie budynki, których stan techniczny nie pozwala na ich dalsze użytkowanie – a i w tych rewitalizację stawiamy nad rozbiórką. Każdy odzyskany materiał starannie selekcjonujemy, czyścimy i przygotowujemy do dalszego życia. Każdy nasz wyrób – deska, belka, mebel opowiada historię. A zabezpieczone naturalnymi olejowoskami są gotowe na jej dalszy rozdział.
Dlaczego tak ekologicznie, rzetelnie i zdrowo? Bo wierzę w przesłanie Pana Mariana Turskiego: „Nie bądź obojętny”. I Pani Wandy Traczyk-Stawskiej: „Nie stój, nie patrz, gdy się zło dzieje, tylko reaguj natychmiast, bo to jest twój obowiązek”.