PIENIĄDZE TO NIE WSZYSTKO, ALE TE ZAINWESTOWANE W WYROBY „REGALIA” TO JUŻ COŚ. CZYLI DLACZEGO WARTO
Krótka opowieść o tym, jak obracałem tysiącami
Marzenia o pieniądzach
Pamiętam czas, gdy byłem jeszcze okołozerówkowym brzdącem, a już zazdrościłem moim stryjecznym siostrom i ciotecznym braciom kieszonkowego. W mojej rodzinie dostawało się je od pierwszej klasy, więc bardzo nie mogłem doczekać się tego momentu, bynajmniej nie z pasji wstawania o świcie. Do tego czasu ciułałem banknoty i monety wpychane mi do kieszeni w tajemnicy przed rodzicami przez dziadków albo odwiedzające ciocie. I czułem, że moje możliwości wydawania są tak niesprawiedliwie ograniczone z uwagi na fakt, że nie mam kieszonkowego, bo… „bo wtedy to bym sobie kupił…” A gdy już wydałem te mniej lub bardziej drobne na równie drobne rzeczy, typu gumę Turbo, by mieć dodatkowy samochód do kolekcji albo dodatkowego loda w waflu w ukryciu przed mamą, która zawsze mówiła: „Jeden dziennie!”, lamentowałem, że nigdy nie mam pieniędzy, bo… „gdybym miał kieszonkowe…” Próbowałem używać tego argumentu również przy okazji Świąt, dziękując rodzicom, ciociom, wujkom i dziadkom za prezenty i przepraszając, jakbym miał za co, że ja nie mogę się im odwdzięczyć, bo… „gdybym miał kieszonkowe…”. Ale rodzice byli nieugięci, może dlatego że były to czasy, gdy na Boże Narodzenie dostawało się kilka par skarpetek i kilka zestawów kosmetyków, zwykle jednej z trzech firm, więc po co kolejna para czy zestaw jeszcze od syna. Dziś przyznaję im rację, szkoda mojego ewentualnego kieszonkowego, a ich realnej wypłaty. Nie mając pieniędzy, żyłem więc sobie beztrosko, bo nie miałem się, o co martwić poza tym, że nie mam pieniędzy. Aż w końcu nadeszła pierwsza klasa.
Pieniądze na marzenia
Wieczorem po rozpoczęciu roku szkolnego długo nie mogłem zasnąć. Trochę z wrażeń w pierwszej szkole i nowej klasie, a trochę zastanawiając się, czy piórnik to jednak nie lepiej było wybrać ten ze słoniem, a nie z żółwiem. Ale najbardziej to chyba myśląc o tym tysiącu złotych, który miałem dostać – po raz pierwszy do mojej tylko dyspozycji. Wydawało mi się to tak dużo, że stawało mi wówczas przed oczami wszystko, o czym myślałem, że chciałbym kupić, gdybym je miał. „Mars w Pewexie, resorak jak z kolekcji Maćka i Hani z drugiej ławki lizaka – bo kiedyś dała mi swojego. A potem…potem to sobie uzbieram na najlepszy kask motocyklowy i okulary, których pozazdroszczą mi koledzy”, choć motocykla, rzecz jasna, nie miałem. I tego upragnionego tysiaka rodzice wręczyli mi następnego dnia, gdy stałem już z plecakiem w drzwiach. W jednej chwili wszystko wydało się takie proste. Bo mam kieszonkowe. Obracałem to 1000 złotych z Kopernikiem w dłoniach jak on ziemię i miętoliłem je tak, że trudno było dostrzec, czy to linie giloszu czy zmiętego papieru. Tak mocno chciałem wycisnąć z nich te swoje uzbierane przez lata marzenia. Aż w końcu przyszedł czas decyzji i… nagle stało się to dużo bardziej skomplikowane. Ciągle liczyłem, sprawdzałem, ile mi zostało, dopytywałem, na co mi wystarczy, a na co nie, wszystko wydawało mi się za drogie albo godzinami zastanawiałem się, co lepsze. I tak mi już w życiu zostało. Że jak mam coś kupić, to lubię wiedzieć, że warto. Dlatego chciałbym ukazać, dlaczego warto wydać w „REGALIA” zamiast międlić w dłoniach albo wydać gdzie indziej.
„REGALIA” – czy drogo i dlaczego warto
Stare drewno nie jest materiałem łatwym. Najpierw trzeba ręcznie rozebrać stary budynek. Potem drewno starannie oczyścić, zważając, by nie zniszczyć patyny i wyciągając z niego wszelkie mniej lub bardziej krzywe gwoździe. Belki i deski trzeba poddać procesowi suszenia, żeby usunąć z nich ewentualne drewnojady. I dopiero tak przygotowane drewno staje się materiałem gotowym do produkcji mebli. A ta również jest niebanalna, bo przez najlepszych rzemieślników, ludzi związanych z „REGALIA”, gdzie bardzo cenimy relacje. Te z ludźmi, te z naturą i te z produktami. Dlatego cena w „REGALIA” to również relacja – ta pomiędzy nominalną kwotą a realną wartością produktu. A wartość produktu mierzymy jego historią, jakością i pracą, którą włożyliśmy w jego stworzenie oraz przyjemnością, jaką daje przebywanie w jego otoczeniu. Ale po kolei. Jak grosz do grosza.
Relacja z historią, czyli o wartości naszych rozbiórek
Większość naszego surowca ma 100 lat i więcej. Najstarsze drewno to 200-300-letnie okazy, najmłodsze pochodzi z budynków przedwojennych lub nieco starszych. Pozyskujemy je z remontów zabytkowych kościołów, zamków, budynków mieszkalnych. Niezwykłe było to z okresu powstania styczniowego, prawdziwie dębowe. W naszej ocenie drzewo, z którego pochodziło w momencie ścinania miało nie mniej niż 200 lat, co oznacza, że historia drewna rozpoczęła się już w XVII w. Zapytany kiedyś o nie, odpowiedziałem, że to fascynujące, że mamy materiał z czasów, gdy Jan III Sobieski gromił Turków pod Wiedniem. Było z nami również piękne drewno pozyskane podczas remontu zamku krzyżackiego w Działdowie na Warmii i Mazurach. I takiej historii jest u nas mnóstwo. Ale nie kolekcjonujemy jej za wszelką cenę i nie pozwalamy jej zniknąć w meblu, gdy nadal może żyć w budynku.
O naszym podejściu do rozbiórek pisałem już nieraz. Drewno pozyskujemy z rozbiórek siedlisk, stodół, spichlerzy, młynów. Były z nami pięciometrowe belki, które stanowiły drogę. I grube sosnowe belki, które kiedyś były częścią młyna. Jednak krajobraz, którego budynek jest elementem, jego przedwojenna architektura i pamięć o ludziach, którzy go zbudowali są dla nas ważniejsze niż pozyskanie materiału. Dlatego odzyskujemy go z miejsc zaniedbanych tak mocno, że niemożliwych do odratowania albo zaplanowanych tak bardzo, że niemożliwych do ocalenia – jak planowane autostrady czy inne inwestycje. A chcąc ocalić, musimy zakasać rękawy i budynek rozebrać ręcznie. Cegła po cegle, belka po belce, deska po desce. A to kosztuje. I tak, taniej byłoby buldożerem albo podjechać do tartaku.
Relacja z jakością, czyli o wartości starego drewna
Stare drewno niewiele ma wspólnego z dzisiejszą przemysłową produkcją i obróbką drewna. Właściwie śmiałbym rzec, że to zupełnie inny surowiec. I choć staram się uciekać od porównań, tutaj nie bardzo potrafię, bo przecież ceny zwykle się porównuje, a nie w nie wierzy, więc… Po pierwsze, stare drewno pochodzi z drzew ścinanych jako dużo starsze niż robi się z drzewami obecnie. Rosły one naturalnie, dziko, nie w lasach takich jak dziś, czyli raczej hodowanych plantacjach leśnych. Oznacza to, że rosły dużo wolniej i często na nieużytkach, dzięki czemu zyskiwały naturalną twardość. Po drugie, drzewa ścinano zimą, przy siarczystym niegdyś mrozie, co nadawało drewnu najpotrzebniejsze cechy – brak pękania i wypaczania oraz łatwiejszą obróbkę. Drzewo ścięte zimą odwdzięcza się drewnem mniej narażonym na grzyby, siniznę i drewnojada, a jego wilgotność spada do nawet 40 procent (w porównaniu do 80 procent w innych porach roku), co znacznie usprawnia proces suszenia. Po trzecie, drzewa ścinano o odpowiedniej fazie księżyca. To naukowo potwierdzone, że takie drewno jest o wiele bardziej odporne na ogień i wolne od tzw. wewnętrznych naprężeń. Przy tym wszystkim, dzięki osobistym i ręcznym rozbiórkom, my sami jesteśmy pewni, że wykorzystujemy tylko to drewno, którego doskonałej jakości jesteśmy pewni. A ono kosztuje. I tak, taniej byłoby pracować z drewnem każdym albo nowym.
Relacja z naturą, czyli o pięknie starego drewna
Stare drewno to niepowtarzalna powierzchnia. Naturalna patyna i kolory wypalone słońcem, wyżłobione deszczem i wysmagane wiatrem. Niezwykła jest zależność pomiędzy kierunkami świata a kolorem. Drewno ze ścian wschodnich i zachodnich to kolor jasnobrązowy. To ze ścian południowych lubi brąz – ciemny. A to z północy to odcień srebra i szarości. Odzyskiwane przez nas deski, bale, łaty, listwy pokryte są taką właśnie naturą. Ale naturalne są w nich również gwoździe, wygięcia, spękania. Starannie więc odgwożdżamy i dokładnie oczyszczamy, by wypędzić rdzę i kurz. Potem wolno, bez środków chemicznych suszymy, by wstrząsnąć drewnojadami jak Kopernik geocentryzmem. A przy tym by niczego nie zniszczyć. Bez tej precyzji stracilibyśmy wszystko. A ona kosztuje. I tak, łatwiej byłoby wrzucić to wszystko na grubościówkę i postarzeć. Ale my chcemy być autentyczni.
Nie tylko stare drewno
… czyli metal szlachetny
Wspomniane odgwożdżenie to zajęcie dla cierpliwych. Stare deski i belki to bogate źródło ręcznie kutych gwoździ, zawiasów, prętów, elementów maszyn rolniczych. Inni je wyrzucają, my brudzimy ręce po łokcie na złomowisku. A potem odczyszczamy naturalne wżery z rdzy tak, by nie straciły patyny i by zrobić z nimi, co wyobraźnia nam podszepcze. Czyli przywrócić im pierwotną rolę i zawiesić na nich drzwiczki szafy. Wykorzystać je w roli zupełnie innej, gdzie zawias staje się uchwytem, kute śruby wieszakiem, część traktora podstawą konsoli, a kawałek szyny wąskotorowej szyną drzwi przesuwnych. Albo w naszej kuźni przekuć je w coś zupełnie nowego. Bo to taka nasza kuźnia wyobraźni. A to kosztuje. I tak, łatwiej byłoby kupić przycięty na wymiar profil i postarzeć go chemicznie.
… cegła prawdziwa
Cegła przedwojenna wytwarzana była z gliny. Dziś to często również wapno, piasek, cement. Kiedyś glina sezonowana była co najmniej trzy lata. Dziś zamiast tego naturalnego procesu są środki chemiczne. Cegła, którą odzyskujemy ma nadal tę pierwotną średniowieczną recepturę. Jest oryginalna, naturalna i piękna. Można dostrzec w niej ślady wbitych gwoździ, wtopionych miejsc po słomie czy spracowanych dłoni rzemieślników. Dla wygody jej użytkowania po odczyszczeniu, przycinamy ją na ceglane płytki o grubości około 3 cm, by łatwiejszy był ich montaż na ścianie czy przewodzenie ciepła na podłodze. A to kosztuje. I tak, łatwiej byłoby tworzyć nową cegłę w idealnie prostych formach.
Tworzenie w „REGALIA”
Na czym moglibyśmy oszczędzić
Tak więc moglibyśmy zrobić wiele, by nasze produkty były tańsze. Rozbierać budynki tylko dlatego, że są stare, niechciane, zawadzają. Stary materiał przyjmować wszelaki. Wyrównywać stare powierzchnie, by nadać im efekt postarzenia. Pomijać proces suszenia. Wyposażać meble w elementy metalowe nowo zakupione. Nacierać buldożerem i zbierać, co zostało. Używać środków chemicznych do przyspieszania procesów. Impregnować, czym się da, byle wyglądało. Tworzyć na wzór innych popularnych mebli. Ale nie robimy tego. Wręcz wstrzymujemy jak Kopernik słońce.
Dlaczego nie oszczędzamy
Zamiast tego rozważnie dobieramy źrodła naszych materiałów – by ocalać lokalną architekturę. Starannie selekcjonujemy każdy surowiec – by mieć pewność, że jest najlepszy. Zachowujemy starą powierzchnię – by była niepowtarzalna. Drewno dodatkowo suszymy – by nie imały się go robaki. Odzyskujemy metal – by nie marnować i wzmóc oryginalność naszych mebli. Odzyskujemy cegłę – by tworzyć piękne naturalne wnętrza. Stosujemy naturalne procesy – by było ekologicznie. Impregnujemy naturalnie – by było zdrowo. Projektujemy z geniuszem wyobraźni – by zachwycało. I by wzruszać estetyczną wrażliwość jak Kopernik ziemię.
Wartość czasu
Czas to pieniądz
Już tworząc „REGALIA”, zainspirowany byłem przekonaniem, że nie chcę tworzyć wyrobów, by zarabiać najlepsze pieniądze, lecz chcę zarabiać pieniądze, by tworzyć najlepsze wyroby. Robię to wszystko mimo świadomości zawiłości stosowanych przez nas procesów, mimo ogromnego rzeczywistego wysiłku w nie wkładanego i pomimo niezwykle długiego czasu, który temu poświęcamy. I choć nigdzie poza biznesem nie jest tak bardzo prawdziwe powiedzenie, że czas to pieniądz – w mojej Manufakturze chcę inaczej. Nie spieszymy się, by tworzyć szybciej i więcej, lecz dajemy czas sobie, by Wam dać jakość. To jest nasz świadomy, dojrzały wybór. I doskonale wiem, że ma on swoją cenę. Ale wierzę bezgranicznie, że wartą zapłacenia. My płacimy ją w postaci naszego maratońskiego wysiłku i bezkompromisowej jakości, a pasjonaci naszych wyrobów w adekwatnej do nich cenie produktu. I mocno wierzę, że nie jest to cena zbyt wysoka za życie w zdrowym, magicznym domu.
Czas to pokolenia
Czuję, że dzięki takiemu podejściu Wy możecie cieszyć się wyrobami i wnętrzami wprost niezwykłymi, a my wspierać filozofię niemarnowania, ekologię i nasz niezłomny kunszt rzemiosła. I że to nasza wspólna praca dla przeszłych i przyszłych pokoleń. Bo wyroby ze starego drewna nie obijają się, nie starzeją i w praktyce nie są niszczalne, a dobrego starego drewna ubywa. To sprawia, że wyroby będą trwać, a ich wartość wzrastać. Ale jak wiadomo, pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy. Szczególnie w „REGALIA”. Chciałbym bardzo, abyście robili je w naszej Manufakturze z przekonaniem, że nasze wyroby to nie tylko doskonałe rzemiosło i dobro dla środowiska, ale również dobra inwestycja. I choć generalnie mam w sobie przekonanie, że najlepsze rzeczy w życiu są za darmo – zachody słońca, ciepło ogniska, kąpiel w jeziorze, spacer po lesie – to wierzę też, że za pewne warto zapłacić.
Jeśli kochasz stare drewno, dbałe rzemiosło i solidne produkty oraz podzielasz moją filozofię życia zdrowego i w przyjaźni z ekologią, wejdź na stronę regalia.eu. Zmieniaj świat razem z nami. Kawałek po kawałku. Drewna.