GDZIE KRÓL PIECHOTĄ CHODZIŁ, A JA SZALENIE BIEGAŁEM, CZYLI BAJECZNE ŁAZIENKI „REGALIA”
Podróże małe i duże
Z wizytą u króla
Pamiętam jak zwiedzałem z rodzicami Łazienki Królewskie. Przyjechaliśmy do Warszawy pociągiem, najedzeni pomidorami i jajkiem w przedziale, bo było to jeszcze w czasach, kiedy zapach jajek w pociągu nie dość, że nie dziwił, to nawet nie irytował. A przynajmniej tak się wydawało tym, którzy je jedli. Siedząca obok pani jadła kiełbasę – i jej zapewne również ten zapach nie przeszkadzał, w przeciwieństwie do mojej Mamy, która opuściwszy wagon na Centralnym wycedziła oburzona: „Jak można w pociągu jeść wędlinę?”, jakby ta cuchnęła mniej niż ugotowane jajo. Po tym jak po trzech godzinach w pociągu musiałem jeszcze znieść bycie grzecznym w tramwaju (który zresztą nie wiedziałem, dlaczego nazywa się „tramwajem”, skoro też ma wagony i jeździ po szynach) i autobusie, byłem naprawdę szczęśliwy, gdy w końcu wysiedliśmy na przystanku i doszliśmy do obiecanych „Łazienek”. Biegałem po tym parku jak szalony, zachwycając się wiewiórkami i kolorowymi pawimi piórami – i nawet mi do głowy nie przyszło, by zgłębiać tam historię Lubomirskiego i Poniatowskiego. Najważniejsze, że był tam pan – sprzedawca lodów i po tych pomidorach w pośpiesznym mogłem zjeść dużego waniliowego w chrupiącym waflu.
I nie wiem, czy to przez ten apetyt na lody, czy zaaferowanie wiewiórkami, ale gdy po powrocie Babcia zapytała, gdzie byłem, odparłem, że w ubikacjach króla.
Z wizytą u Babci
U tej samej Babci łazienkę również zdarzało mi się widywać nieczęsto. Przeważnie bywałem u dziadków w wakacje, gdy jeszcze lata były przewidywalnie upalnie, z chmarą kuzynek i kuzynów. I zawsze wolałem jak dziadek, czyli jak dorośli, pójść do ogrodowego wychodka. Kąpaliśmy się przeważnie w wielkiej metalowej bani ustawionej na podwórku od rana, by woda miała czas nagrzać się w palącym słońcu – i nie było większej frajdy niż ta nasza „kąpiel w morzu”. Więcej miało to wspólnego z zabawą i ucieczką przed rekinami niż z myciem, rzecz jasna. Dlatego, gdy zmęczeni padaliśmy do łóżek i słyszeliśmy otwierające się drzwi i kroki babci, mocno zaciskałem oczy, udając, że śpię. A babcia zapewne udawała, że dała się oszukać i oglądając wystające spod kołdry nogi mówiła: „Jeszcze dzisiaj mu daruję, nie są takie czarne”. Ale wiedziałem, że następnego dnia już mi nie daruje – to był ten dzień, w którymi widziałem łazienkę. Dość ekologicznie żyłem więc od zawsze.
REGALIA
Regalia w „REGALIA”
Dziś bywam w niej częściej. Ale zamiłowanie do ekologicznego podejścia mi pozostało. Wprowadziłem je skutecznie w swoje życie prywatne, ale i zawodowe. To zawodowe to marka REGALIA. Polska Manufaktura mebli ze starego drewna, w której tworzymy rzeczy niezwykłe. I choć wierzę mocno w świadomość – również tę ekologiczną, to nie wiem, czy podświadomość nie maczała swoich palców w nazwie mojej marki i czy regalia – jako insygnia królewskie – to nie przez wspomnienie królewskich Łazienek. Jakby nie było, nawet jeśli nie jesteśmy królewscy, to mocno czuję, że wyjątkowi.
Wartości w „REGALIA”
Regalia to marka, która powstała na wartościach takich jak szlachetność, sprawiedliwość i odwaga. Niemal jak rycerski etos. Szanujemy historię, naturę i nie marnujemy. Tworzymy ze starego drewna, starej cegły i metalu z odzysku. Rozbieramy budynki, które nie nadają się do użytku – i tylko te. Zdarzają się i rozpadające dworki – może nie królewskie, ale z pięknym, szlachetnym materiałem. Odzyskujemy każdy kawałek drewna, cegły i żelastwa – by nadać im nowe życie. Jak przybyły w porę książę Królewnie Śnieżce. Odczyszczamy je i osuszamy, a potem rzemieślniczym trudem tworzymy z nich rzeczy piękne – stare deski, stare belki, meble, zabudowy, indywidualne produkty. Wszystko naszych projektów. Bardzo lubię widzieć, jak powstają. Bo dają mi wiarę w to, że można łączyć pokolenia. Te drewniane i te ludzkie. Sam do dziś mam drzwi z łazienki dziadków. Takie z sercem pośrodku. Przypominają mi najfajniejsze chwile dzieciństwa, ilekroć przez nie przechodzę. Robię więc wszystko, by to, co dziś odzyskujemy, mogło także służyć dzieciom, wnukom i prawnukom. Każdy wyrób pielęgnujemy naturalnymi olejowoskami. Oleje wnikają głęboko, dbając o drewno od środka, a wosk bezpiecznie otula powierzchnię na zewnątrz. Pozwalają drzewu oddychać i zapewniają mu odporność na wilgoć i zabrudzenia. Tak, by przetrwało ludzkie życie, a rosnące drzewa nie musiały tracić swojego. Powtarzam to często – i nie przestanę, bo uważam, że to ważne – że do stworzenia naszych wyrobów nie ścięliśmy ani jednego drzewa. To filozofia, która mocno jest we mnie. Podobnie jak ta Babci, że brudnych stóp nie daruję. A przyjemnie jest się myć w bajecznej łazience.
Bajeczne łazienki ze starego drewna
Dlaczego króluje?
Stare drewno to jakość i gwarancja trwałości. Kiedyś drzewa rosły powoli, dziko, w rzadszych skupiskach. To oznacza szersze słoje i większą siłę. A dla drewna – znacznie większą twardość i wytrzymałość. Drzewa ścinane były wyłącznie zimą, kiedy soków było mniej. To z kolei przekłada się na większą odporność drewna. Potem żyło ono kolejne sto lat – w zbudowanym z niego domie. Jako belka konstrukcyjna, płaz, deski szczytowe. I prosto rzecz ujmując, lał na nie deszcz, grzało je słońce, nawiewał w nie wiatr i śnieg. I to wszystko dało drewnu strukturę, kolor i niezwykłą wytrzymałość. Bardziej mokre i bardziej narażone być nie mogło. Przetrwało, a my je ocaliliśmy. Dlatego stare drewno kumuluje w sobie wszystkie najlepsze cechy. I tę niezłamaną wolę przetrwania. Łazienka naprawdę mu niestraszna. Ani brudne stopy.
Dlaczego w łazience?
Stare drewno w łazience odnajdzie się wszędzie. Ja bardzo lubię, gdy jest go dużo. Daje mnóstwo ciepła w pomieszczeniu, które czuć szczególnie po wyjściu spod prysznica. Nawet zimnego. Stare belki wtopione w ściany lub sufity, które tworzą rustykalny klimat. Stare deski na ścianie, podłodze lub suficie, które ocieplą pomieszczenie i bose stopy. Zabudowa stelaża ze starego drewna – z drewnianą półką lub regałem. Drewniana komoda z szufladami i frontami, która ukryje wszystko, co potrzebne. A najbardziej to, co niepotrzebne, ale „może kiedyś się przyda, jak zapachowe mydełko dołączone do zamówionej sukienki albo trzeci krem pod oczy, by w końcu zacząć go używać, a potem i tak zapomnieć. Ja tak mam z bananami. Przeważnie kończą jako nawóz do kwiatów. Stare drewno w łazience to także szafka – na nóżkach albo podwieszana. Półka, która pomieści wszystko na sobie albo w pudełkach. Rama lustra – albo jego tafla zawieszona na ścianie pełnej starych desek. Drewniana drabina, która może być wieszakiem dla ręczników mniejszych i większych , wszechobecnych w łazience szmatek, piżamy na czas prysznica albo ciuchów, których akurat tego wieczoru nie chce nam się znieść do pralni. Skrzynka ze starego drewna, w której przykładnie poukładasz papier toaletowy albo bezładnie wrzucisz gazety i książkę. Może być też pojemnikiem na brudne rzeczy, im też się coś należy. No i parapet ze starego drewna – te uwielbiam wszędzie. Taki, na którym zmieści się kwiat (choćby nawet i monstera) i przepachnąca świeca o zapachu róży i mięty. Pewnie są jeszcze dziesiątki innych pomysłów – i za to kocham stare drewno. Lubię je jeszcze za to, że tworzy niebanalną atmosferę. Idealnie pasuje do szarości, bieli, beżu. Pięknie współgra także z kolorami – żywymi czy pastelowymi. Ja osobiście zakochałem się w mieszance płytek w odcieniu szarości, ścian ze starych desek oraz białej armatury. Z mnóstwem drewnianych dodatków. Ale zachwyciła mnie u znajomych także aranżacja z przewagą czerni. I nigdy nie zapomnę tych w kolorach – głębokiej zieleni, greckiego niebieskiego czy żywej mozaiki.
=
Stare inne
Stara cegła
Przyznam, że w łazience uwielbiam też cegłę. Naturalna i prawdziwa cegła jest dla mnie najlepszym obok starego drewna materiałem. Stara cegła wyrabiana była z kilka lat sezonowanej gliny. Nie zubożano jej żadnymi chemicznymi dodatkami. Odzyskaliśmy ją, odczyściliśmy i wiemy, że jest rzeczą wspaniałą. Mamy ją w wersji pełnych cegieł, ale i ceglanych płytek – uzyskanych przez odcięcie lica starej cegły, by ułatwić montaż i nie zabierać przestrzeni. Świetnie zdobią ściany, ale też niezastąpione są na podłodze. Ńa tej ogrzewanej – trzymają ciepło mocno i długo. Bosej stopie jest na niej cudownie. Lubię, gdy wyglądają jak prawdziwy mur. Kiedyś budowano je metodą cegła wzdłuż – cegła w poprzek. W tej drugiej widoczna była krótsza krawędź, tzw. główka. Przy płytkach możesz je zastąpić ich połową. Z dobrą zaprawą już nikt tam nie będzie zaglądać.
Stary metal
W łazience pięknie wygląda też metal. Nasz jest tylko z odzysku – odczyszczony i przygotowany na dalsze życie. Gdyby udało nam się odzyskać zbroję, nie zmarnowalibyśmy i jej. Wykorzystujemy go w jego oryginalnym kształcie i kolorze albo taki, z którego w naszej kuźni robimy, co chcemy. Używamy go jako uchwytów do naszych mebli ze starego drewna albo wsporników półek. Może też być częścią konstrukcji komody albo tworzyć nóżki szafki. Wiele osób zachwyca w formie wieszaków – pojedynczych czy wielouchwytowych, a także na papier toaletowy. Tutaj gonimy wyobraźnię swoją i innych.
Przyznam, że bardzo lubię te nasze bajeczne łazienki. Te królewskie i te bardziej swojskie. Bo czuję, że są takie, że chce się w nich przebywać. I choć nie ma w nich pana – sprzedawcy lodów, to czuje się w nich smak i tę dziecięcą radość z bycia w fajnym miejscu.
Jeśli kochasz stare drewno, dbałe rzemiosło i solidne produkty oraz podzielasz moją filozofię życia zdrowego i w przyjaźni z ekologią, wejdź na stronę regalia.eu. Zmieniaj świat razem z nami. Kawałek po kawałku. Drewna.